Kiedy film byl w kinach bylem na nim z klasa. Polonistka uważała, że jest to forma kształcenia. Ale co to za kształcenie, jeśli wątki są powiązane na siłę, akcja również jest wymuszona, a najczęstrzymi scenami są ludzie: przeszyci strzałami, dzidami, bramą, przecięci mieczem albo po prostu same ich głowy nadziane na patyki!? W dodatku nie wiadomo, dlaczego zginął syn Popiela, czemu on sam zginął jakoś dziwnie i co miały do tego myszy oprócz tego, że zeżarły zboże i przeraziły księcia? No i skąd ten dziwny podtytuł, przywodzący na myśl książkę Kosidowskiego "Kiedy słońce było bogiem" (i oczywiście nie mający związku z treścią filmu!!!)
A pomysł że w książce jatka jest jeszcze kilka razy większa niż w filmie... Ogólnie fabuła filmu nijak się ma do powieści. Zgadza się może jeden dialog i pół sceny z książką... A pod tytuł to oczywiście informacja że historia dzieje się w czasach przedchrześcijańskich (IX wiek) gdy czczono słońce.